Mika Waltari - "Czarny Anioł"


Mika Waltari jest pisarzem znanym w Polsce - znanym w sensie rozpoznawalnym i wydawanym, jednak raczej niespecjalnie popularnym wśród młodszych czytelników, już bardziej w pokoleniu naszych rodziców. Czas to naprawić: dzisiaj na warsztat bierzemy "Czarnego Anioła", smutną powieść o miłości rozgrywającą się w Konstantynopolu tuż przed jego zdobyciem.

Książką Waltariego z którą spotykałem się najczęściej było wydanie "Egipcjanina Sinuhe" z lat osiemdziesiątych - widywałem ją na półkach antykwariatów i w mieszkaniach rodziców moich znajomych. Większość powieści fińskiego autora to utwory ponure, bez happy endu [*1], dołujące i mroczne. "Czarny Anioł", którego jak do tej pory uważam za najlepszą pozycję Waltariego, na pozór wpisuje się w ten schemat - również jest to powieść tragiczna, nieuchronnie zmierzająca w stronę dramatycznego finału, jednak w odróżnieniu od wspomnianego "Egipcjanina Sinuhe" jest smutna w zupełnie innym stylu. Mniej tu zgorzknienia, cynizmu i ogólnego skurwysyństwa, a więcej szlachetnych bohaterów, wzniosłych uczuć i ludzi walczących w imię wyższych wartości - w każdym razie takie jest moje subiektywne wrażenie.

Tłem historycznym "Czarnego Anioła" jest upadek Konstantynopola, od momentu proklamowania Unii Kościelnej (pierwsze sceny książki), aż do zdobycia miasta przez wojska tureckie i następującej potem rzezi. Proszę nie krzyczeć, że spoileruję - podbicie Konstantynopola przez Turków jest faktem powszechnie znanym (Istanbul was Constantinople), a u czytelników bloga o książkach zakładam jednak jakieś minimum wiedzy ogólnej.


Jeśli idzie o rzetelność historyczną, to poza pewnymi meandrami fabuły, rzeczą zrozumiałą w powieści, Waltariemu nie można nic zarzucić. Zainteresowany tym, jak faktycznie przebiegało oblężenie sięgnąłem po książkę "Konstantynopol 1453" (autor Marian Witasek, wydawnictwo Bellona, kupić można tu) i sekwencja zdarzeń opisana w "Czarnym Aniele" pasuje dokładnie do wydarzeń relacjonowanych przez źródła historyczne.

Punkt wyjścia "Czarnego Anioła" jest następujący: Johannes Angelos, zmęczony życiem łacinnik, który powraca do Konstantynopola, aby umrzeć broniąc miasta przed Turkami, spotyka tam piękną grecką dziewczynę i momentalnie zakochuje się w niej, co więcej, wiele wydaje się wskazywać, iż jest to uczucie odwzajemnione. Do wszystkich komplikacji miłosnych, dołączają dodatkowo te wynikające z różnic religii, narodowości, stanów, wieku, podejścia do życia i wiele, wiele innych. Sam początek zbliżenia się do siebie dwójki ludzi nie jest prosty, a tu dodatkowo nic nie jest takie, na jakie początkowo wygląda: tak Anna jak i Johannes, nie są zwykłymi ludźmi, każde z nich jest ważną postacią w mieście nad którym wisi zagłada, każde powiązane jest z różnymi frakcjami (na dodatek pochodzącą z różnych kręgów kulturowych i klas społecznych), każde próbuje realizować swoje własne cele w tym szczególnym czasie i miejscu. Czy w tych okolicznościach zmęczony życiem cynik w sile wieku oraz młoda, naiwna, choć po kobiecemu uwodzicielska dziewica, mają szansę na chociaż krótką chwilę szczęścia w obliczu nadciągającej śmierci miasta?

Zdaję sobie sprawę, że powyższe streszczenie zawiązania fabuły brzmi trochę naiwnie, lecz choć niektórzy mogą zżymać się na wytarte schematy, to "Czarny Anioł" jest doskonale napisaną powieścią i naprawdę potrafi zagrać na emocjach. Warta odnotowania jest galeria bohaterów "Czarnego Anioła" - nie są tylko papierowymi sylwetkami popychającymi akcję do przodu, wprost przeciwnie, to ludzie z krwi i kości, mający swoje motywacje, przekonania i sposób bycia. Charyzmatyczny przywódca najemników Giovanni Giustiniani, przerażający w swojej mieszance zimnej logiki i płonącego szaleństwa sułtan Mehmed, pochłonięty naukowymi teoriami Joann Grant, tragiczna osoba ostatniego cesarza, Konstantyna - wszyscy oni zapadają w pamięć, a czytelnik znacznie bardziej związuje się z umierającym miastem poprzez bronicących go ludzi.

Kapitalnie w "Czarnym Aniele" pokazany jest koniec epoki i upadek cywilizacji bizantyjskiej. Choć wszyscy widzą, że, używając słów Andrzeja Sapkowskiego, "coś się kończy", a jednak stają do z góry przegranej walki czy to ze względu na wyznawane wartości, czy to z chciwości i chłodnej kalkulacji. Rewelacyjnym epizodem ilustrującym brak nadziei na zwycięstwo i odchodzącą w niebyt wiedzę przeszłości jest scena, w której strażnicy przyprowadzają na mszę starych techników cesarskich, ostatnich żyjących ludzi znających tajemnicę uzyskiwania greckiego ognia.

"Czarny Anioł" jest powieścią smutną i tragiczną, a cała część następująca po tym, gdy rozbrzmieje już okrzyk "Aleo he polis" (miasto upadło, miasto jest stracone) to jeden wielki koszmar masakrowanego Konstantynopola. Pamiętam, że po pierwszym czytaniu nastrój załamał mi się na resztę dnia, ale też byłem wtedy wrażliwym nastolatkiem, nie to co teraz, nieprawdaż... Do dnia dzisiejszego "Czarnego Anioła" czytałem już wiele razy i nadal bardzo mi się podoba, w zasadzie z każdą lekturą (do tej pory jakieś sześć, siedem razy) coraz bardziej, a
całość budzi raczej melancholijną refleksję, niż młodzieńcze emo Aczkolwiek, jak to często bywa w przypadku książek które towarzyszą mi od więcej niż dziesięciu lat, z czasem zaczynają do mnie bardziej przemawiać inne fragmenty niż dawniej.

Bardzo polecam "Czarnego Anioła" - chociaż strony książki przepełnia wszechogarniający smutek, to jednak pokazuje ona jak piękną rzeczą jest miłość i wiara w ideały, nawet jeśli ceną za nie jest śmierć.



*1 - Z jednym wyjątkiem w postaci "Turmsa Nieśmiertelnego", gdzie nieoczekiwany happy end bardzo mnie zdziwił.


PS. Notka na biblionetce do porównania tu, krótki wpis na wiki tutaj. Uwaga dla allegrowych wyszukiwaczy - nie kupcie przez pomyłkę "Czarnego Anioła" Grahama Mastertona, to nie do końca to samo.

10 komentarzy:

Agnes pisze...

Super książka.
Smutek, smutek i żal.

ps. W ostatnim zdaniu coś zgrzyta...

Barts pisze...

Książka genialna, ale paradoksalnie, pomimo tego ładunku emocji, bardzo dobrze mi się do niej wraca. Piękny kawałek literatury.

Ostatnie zdanie poprawiłem, faktycznie zaszwędał się tam kawałek czego innego. Dzięki za czujność.

Dalej w programie Wiech i Strugaccy, a potem się zobaczy.

germini pisze...

Mam książkę na półce razem z kilkoma innymi powieściami Waltari, ale - wstyd przyznać - jeszcze nie czytałam. Miałam tylko do czynienia z "Egipcjaninem Sinuhe" i opowiadaniami.
Kiedyś z pewnością nadrobię braki.

A te notki to coś rzadko Wam wychodzą ;)

Bruixa pisze...

I mnie się "Czarny Anioł" podobał, ale mocno przygnębił (przed laty czytałam). Bardziej niż "Egipcjann Sinuhe", w którym było wiele barwnych przygód i sporo humoru obok goryczy. Tutaj od początku wiadomo, że to się musi źle skończyć i dominuje nastrój elegijny, fatalizm i beznadzieja. Ale oczywiście, polecam wszystkim, którzy potrafią się obejść bez happy endu.

Barts pisze...

@germini

Co do notek, to jest to moja wielka bolączka, że tak rzadko wychodzą. Cóż, współautor numer jeden w zasadzie nic nie napisał, ponieważ się rozmnożył, co skutecznie postawiło mu szlaban tak na pisanie, jak i czytanie. Już nawet chwilowo usunąłem go z listy autorów, żeby się chłopak nie stresował. Współautor numer dwa ma prace (liczba mnoga) polegające właśnie na pisaniu, do tego zima spowodowała u niego blok twórczy, stąd na razie stworzył jedną notkę (za to fajną). Ja sam z kolei robię co mogę, ale poza byciem szczurem korporacyjnym, tańcem, sztukami walki, japońskim prowadzę jeszcze normalne życie i dwa blogi. Ahem. Ale zaraz będzie nowa notka, po tym łańcuchu usprawiedliwień (excuses, excuses...).

A "Czarnego Anioła" koniecznie przeczytaj. :)

Barts pisze...

@Bruixa

A to ciekawe, bo u mnie było właśnie odwrotnie. "Egipcjanin Sinuhe" był dla mnie bardzo gorzki, przykrością były kolejne życiowe rozczarowania i porażki głównego bohatera, nie pamiętam szczegółów, ale chyba również stracił ukochaną (nie licząc oczywiście kobiet, które go wykorzystały, jak Nefer, Nefer, Nefer).

"Czarny Anioł" z kolei to jak bardzo dobrze to ujęłaś, nastrój elegijny i wiszące nad miastem i bohaterami fatum. Ale pomimo tego jakoś bardziej odpowiadał mi ten klimat, poświęcenie się ideałom i walka bez nadziei na zwycięstwo, a nie kolejne porażki na wszystkich frontach. Może to imprinting polską martyrologią do spółki z fascynacją Japonią i walczącymi do końca samurajami?

Johannes Angelos traci wszystko, ale na skutek jego własnych decyzji i z podniesioną głową, w odróżnieniu od Sinuhe. Jego los jest rezultatem jego działań, a nie tylko zawirowań losu i kaprysu silniejszych. To też czyni mi go bliższym.

Chociaż faktycznie, wesoła to ta powieść nie jest. Za to nastrój w niej jakiś taki bardziej podniosły, a i pierwiastek mistycyzmu mocniejszy. Rety, się rozpisałem.

Bruixa pisze...

Co do mistycyzmu, to chyba najsilniej dał się odczuć w "Turmsie nieśmietelnym", chociaż akurat ta powieść najmniej mi się podobała, wydała mi się nudnawa i wtórna wobec "Egipcjanina...".
Dla mnie właśnie Sinuhe był postacią bliską (choć chwilami irytującą), może dlatego, że tę powieść czytałam najwcześniej, po raz pierwszy jako bodaj 13-latka. I nie mylisz się: stracił ukochaną kobietę, a nawet dwie.
A czytałeś "Obcy przyszedł na farmę"? To współczesna, kameralna opowieść, ale też tragiczna.

Barts pisze...

Będę musiał sobie widzę odświeżyć "Sinuhe", szczegóły się zacierają jednak z czasem...

"Obcego" mam gdzieś na półce, ale chyba jeszcze nie czytałem, jakoś miałem chyba nadmiar ponuractw po kilku pozycjach wesołego Fina.

Anonimowy pisze...

fakt, Waltari jetst pisarzem poprzedniego pokolenia, bo przeczytalam wszystko Waltari zachecona przez Mame.
Czarnego Aniola bardzo cieplo wspominam.
daggy

Barts pisze...

Hej Daggy, dzięki za komentarz!

No właśnie, zbyt mało młodych ludzi zna te książki - a "Czarny Anioł" to dla mnie chyba najlepsza rzecz Waltariego, więc chciałem przypomnieć trochę te "genialne ponuractwa" (mój Dziadek mawiał tak o Dostojewskim, tu również pasuje).

Pozdrawiam,

Barts